Blog

Rubcow plus jedna: skojarzenia

Posted on

Przed laty telewizja emitowała teleturniej „Skojarzenia”. Co do skojarzeń w sprawie Gonzalesa vel Rubcowa i jego przyjaciółki z warszawskiego „salonu” to mam je bardzo „politycznie niepoprawne”. Akurat w czasie, gdy piszę te słowa minęła 193 rocznica wydarzenia, które miało miejsce w Warszawie podczas Powstania Listopadowego. Mieszkańcy stolicy wzięli sprawy w swoje ręce wywlekając z więzienia i dokonując samosądu na rosyjskich agentach, ale też polskich oficerach podejrzewanych o zdradę. Szpiegów i zdrajców powieszono lub zakłuto bagnetami. Dużo późniejsze hasło „Śmierć wrogom Ojczyzny” lud Warszawy zrealizował po swojemu już wtedy. I to było skojarzenie pierwsze.

Skojarzenie drugie. Nieco ponad miesiąc temu minęła 93 rocznica wyroku śmierci i egzekucji jednego z najsłynniejszych szpiegów sowieckich w II Rzeczypospolitej mjr Piotra Demkowskiego. Ten niegdyś dzielnie walczący z bolszewikami (i odznaczany za to!) żołnierz 4 Dywizji Strzelców Polskich gen. Lucjana Żeligowskiego (tak, tego od przyłączenia Wileńszczyzny do Macierzy) ledwie parę miesięcy po nominacji na majora zaczął współpracę z Sowietami. II RP miała swoje wady, ale służby działały świetnie: szpiega zdemaskowano już po paru miesiącach. Nakryto go na przekazywaniu sowieckiemu oficerowi 13 ściśle tajnych dokumentów. To był cudowny czas, kiedy nie cackano się z ruskimi agentami. Rozprawa trwała kilka godzin. Zdrajca został zdegradowany, wydalony z wojska, pozbawiony praw publicznych, skazany na karę śmierci i następnego dnia (!) rozstrzelany.

Skojarzenie trzecie. Idąc Alejami Ujazdowskimi do domu, aby napisać ten właśnie tekst minąłem kamień z tablicą upamiętniającą miejsce udanego zamachu Kierownictwa Dywersji (Kedywu) AK na generała SS i policji Franza Kutschere. To też był czas kiedy Polskie Państwo Podziemne karało śmiercią katów Ojczyzny. Pardonu nie było.

 

To wstęp do rozważań o tym, jak dziś państwo polskie traktuje rosyjskich agentów i rodzimych zdrajców. Ale też jak Unia Europejska traktuje tych, którzy podnoszą rękę na państwo członkowskie UE. Oto bowiem „dziennikarz” Rubcow stał się dla Brukseli punktem odniesienia. Ba, jego aresztowanie miało być dowodem na brak praworządności i demokracji w Polsce. Te tezy powielane i ochoczo przegłosowywane w Parlamencie Europejskim (i to nieraz co miesiąc) były wodą na młyn Rosji. Zaś Polska – największy hub pomocy militarnej dla napadniętej przez Rosję Ukrainy, ale też największy w przeliczeniu „per capita” sponsor Kijowa była zwierzyną łowną dla unijnego mainstrimu. Także wtedy, gdy aresztowała rosyjskiego szpiega pod przykrywka hiszpańskiego dziennikarza.

 

To paradoks – ale może też coś więcej – że antypolonizm był w praktycznej agendzie UE od późnej jesieni 2015 roku, a w tym samym czasie (i dalej przez kolejnych sześć lat i kwartał) Rosja Putina była pożądanym partnerem dla głównych „motorów” Unii Europejskiej: Niemiec i Francji.

 

Inną sprawą są środowiskowe konsekwencje dla tych dziennikarzy /dziennikarek w Polsce, którzy dali się użyć Rosji. A raczej: brak owych środowiskowych reakcji. Czy to nie znamienne? Czyżby na ołtarzu walki z polskim „nacjonalizmem”, prawicą ,”pisiorami” itd.,itp. złożono sprawę rozliczeń i lustracji tych, którzy świadomie lub nieświadomie służyli obcym? Rosyjski diabeł czy rosyjski sługa byli dla „salonu” w praktyce kimś bliższym niż ta okropna rodzima nacjonalistyczna prawica. Oto miara upadku. Oto skutki epidemii miedzianego lica.

 

Minął wiek, gdy Józef Piłsudzki na zjeździe żołnierzy Legionów mówił: „Idźcie swoją drogą, służąc tylko Polsce, miłując tylko Polskę, nienawidząc tych  co służą obcym”. Po stu latach nic dodać, nic ująć.

 

A swoją drogą gdyby Piłsudski żył w obecnych czasach pewnie skazano by go za „mowę nienawiści”…

 

*tekst ukazał się w „Nowym Państwie” (wrzesień 2024)

Blog

Historia przemocy w Międzynarodowym Dniu Bez Przemocy

Posted on

2 października to oficjalnie uznany” Międzynarodowy Dzień Bez Przemocy” akurat tego dnia na przestrzeni ostatnich przeszło 10 wieków miało miejsce masę wojen, bitew i ataków terrorystycznych. Pierwsze zapiski wskazujące na wydarzenia pod tą datą przypadają na rok 939 gdzie wojska niemieckie- równo 1000 lat przed napaścią na Polskę- walczyły z lotaryńskimi pod Andernach.

Po niemalże dwóch i pół wiekach armia Saladyna- niestety dla chrześcijaństwa- zdobyła Jerozolimę po 88 latach władania nią przez krzyżowców którzy przybyli z Europy aby ratować świętą wiarę na świętej ziemi. Saladyn był założycielem dynastii sunnickiej, która była pochodzenia kurdyjskiego. Ciekawe , że moi znajomi Kurdowie( tych których znam mieszkają w irackim Kurdystanie albo w Polsce)zupełnie się tym nie chwalą choć ”ich „dynastia na przełomie XII i XIII wieku rządziła m.in. Egiptem, Jemenem i Lewantem. Zostawmy jednak Ajjubidów – bo tak nazywali się owi, powiedzmy, Kurdowie – Sunnici- i przenieśmy się o 76 lat na inny kontynent.

Każdy kto oglądała choćby jeden sezon serialu „Wikingowie” wie, że Skandynawowie podbijali tereny dzisiejszego Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Tak też było mniej więcej siedem i pół wieku przed ustanowieniem wspomnianego na wstępie Międzynarodowego Dnia Bez Przemocy, a konkretnie w 1263 roku gdzie w bitwie pod Largs zmierzyli się Szkoci z Norwegami. Równo siedem wieków później ale nie w okolicznościach wojennych tylko podczas „mgły stulecia” w Londynie, w szpitalu Charring Cross Hospital urodził się autor niemniejszego artykułu. To ciekawa historia do opowiedzenia ale na pewno nie dziś…

Tu wtrącenie: ów Międzynarodowy Dzień Bez Przemocy został ustanowiony przez ONZ siedemnaście lat temu i dotyczyć miał w założeniu przemocy nie tyle w wymiarze międzynarodowym co krajowym a wręcz domowym. Jako historyk mam tu jednak pewien kłopot jako, że nawet najgorszego lania sprawionego przez ojca synowi nie uwzględniają annały i kroniki, a wojny, bitwy, powstania i zamachy- jak najbardziej. Zatem skorzystam ze znanej maksymy hiszpańskiego myśliciela Jose Ortegi y Gasseta, który powiadał, że każdy autor książki chce powiedzieć przez nią więcej niż to jest w stanie odczytać czytelnik- ale też i odwrotnie każdy odbiorca/czytelnik dopatruje się więcej w danej książce/ wypowiedzi/komunikacie/haśle niż to w gruncie rzeczy było intencją autora. Zatem i ja twórczo, poszerzająco odbieram hasło Międzynarodowego Dnia itd. skupiając się na przemocy militarnej głównie w wymiarze międzynarodowym a nie zgodnie zapewne z zamysłem Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Carska Rosja powoli budowała swoją potęgę. Dopiero 2 października 1552 roku  Iwan IV Groźny zdobył Kazań- dzisiejsza stolicę Tatarstanu i przyłączył do swojego państwa Chanat Kazański. Dziś Chanatu nie ma a Kazań w świecie sportu jeszcze niedawno był znany z tego , że tamtejszy klub siatkarski parokrotnie wygrywał klubowe mistrzostwo Europy czyli Ligę Mistrzów.

Pierwsza połowa XVII wieku gdy chodzi o nasza datę upłynęła przede wszystkim na walkach w Irlandii. W 1601 roku w ramach tzw. irlandzkiej wojny dziewięcioletniej (nazwa myląca bo trwała dziesięć lat 1593 do 1603) Irlandczycy walczyli oczywiście, a jakże, z Anglikami ale mieli w tym swoim historycznym boju wyjątkowego sojusznika, bo Królestwo Hiszpanii. Minęło niespełna pół wieku i znów Anglicy byli na wojennej ścieżce z Irlandczykami a konkretnie Oliver Cromwell podbijając „ zielona wyspę” obległ miasto Wexford. To co się wtedy stało ONZ nazwał by dziś zbrodnia wojenna , bo nie zważając na trwające rozmowy pokojowe i wykorzystując je Anglicy wdarli się do miasta dokonując masakry cywilów i żołnierzy.

W XVIII wieku dzień ten upłynął na kolejnych wygranych bitwach przez Francuzów w walce z Austriakami (1794, 1976).

W wieku XIX karta Francuzom się odwróciła, bo tegoż dnia stracili aż trzy Greckie wyspy na rzecz Brytyjczyków. Więcej działo się w obu Amerykach gdy Hiszpanie tłukli Chilijczyków, Teksas oderwał się od Meksyku i przyłączył do USA, a Konfederaci wygrywali z Unionistami podczas wojny secesyjnej.

Prawdę mówiąc każda data w kalendarzu to historie krwawych bitew i ONZ mógłby wybrać dowolny dzień dla tego swojego dziś obchodzonego Międzynarodowego Dnia Bez Przemocy.

 

*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (02.10.2024)

Blog

Kibice i polityka

Posted on

„Donald matole! Twój rząd obalą kibole” – tak skandowali i pisali na transparentach kibice piłkarscy podczas drugiej kadencji rządów PO- PSL czyli po roku 2011. Zanim  Platforma Obywatelska i jej koalicjant przegrali wybory A.D. 2015 inicjator kibicowskiego protestu, „gniazdowy” czyli odpowiedzialny za doping na meczach Legii Warszawa Piotr Staruchowic z- „Staruch” pod spreparowanymi zarzutami ( skąd my to znamy?) trafił na osiem miesięcy do więzienia. Takich przejawów politycznych antypatii do konkretnego polityka (bardziej niż sympatii do kogokolwiek) było zawsze dużo. Bywa, że na boisku toczy się ostra walka, a kibice mają identyczne transparenty odnośnie np. Imigrantów. Tak było w październiku 2023 gdy na meczu Legii z Rakowem Częstochowa kibice obu drużyn wywiesili takie oto hasło: „Nie chcemy tu Berlina, Lampedusy, Francji – dla imigrantów zero tolerancji”. Warszawiacy zresztą słynęli z bardzo konkretnego przekazu. W czasie jednego meczów ligowych w 2016 roku można było zobaczyć na “Żylecie” – trybunie najzagorzalszych kibiców Legii następujący transparent: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów , będą szubienice”. Kibice Wisły Kraków nie przepadają, delikatnie mówiąc, za legionistami, ale i u nich był transparent: „Niespełnione rządów obietnice- temat zastępczy kibice”.

Czasem transparenty mają wymiar międzynarodowy, jak ten – znów kibiców z Łazienkowskiej 3 w stolicy- z czasów po tragedii smoleńskiej: „Oto propozycja wymiany: Tuska, Kopacz, Komorowskiego za czarne skrzynki oddamy”. Czasem też kibice wyręczają polityków i dziennikarzy w obronie ponadczasowych autorytetów. I tak broniąc polskiego papieża przed nagonka medialną kibice Rakowa Częstochowa wywiesili taki napis: „Departament IV MSW nie wygrał z nim za życia – departament IV TVN nie wygra z nim po śmierci”. Ostatnio kibice wielu klubów wyrażali solidarność z zawieszonym przez TVP dziennikarzem: „Przemek Babiarz nie daj się złamać! Precz z komuną”.

Często owe transparent są solą w oku wyznającego “polityczną poprawność” establishmentu polityczno- medialnego. Czasem kluby są za hasła karane finansowo np. przez UEFA za transparent w języku angielskim w rocznicę Powstania Warszawskiego: „During the Warsaw Uprising Germans kiled 160 000 people, thousands of them where children”…

 

*tekst ukazał się w „Sieci” (30.09.2024)

Blog

4 dni w ojczyźnie Kara Mustafy

Posted on

Elity 82-milionowej Turcji do dziś, pomimo upływu kilkunastu lat, wspominają postawę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który publicznie opowiadał się za przyjęciem kraju naszych wrogów sprzed wieków, a obecnie sojuszników w NATO – do Unii Europejskiej. Prezydent wiedział doskonale, że jego wypowiedzi bardzo ociepla relacje polsko-tureckie, ale i tak Niemcy i Francja wyrażą sprzeciw, a więc akcesu Ankary nie będzie. Weto Berlina i Paryża było podyktowane oczywistymi względami: te dwa największe państw UE nie chciały, nie chcą i nie będą chciały dopuścić do sytuacji, w której to Turcja będzie demograficznym liderem Wspólnot Europejskich !

O tym myślałem w ostatnich dniach w Konstantynopolu (obecnie Istambuł), a zwłaszcza w Rize i Camlihelsim, a więc miastach, w których nigdy wcześniej nie byłem (w pobliżu granicy z Gruzją). Byłem prelegentem na konferencji organizacji PABSEC, skupiającej posłów państw Basenu Morza Czarnego.

Turcję teraz zżera inflacja, co przekłada się na znaczące się zmniejszenie turystów z Polski (i nie tylko ). Inflacja w czerwcu wyniosła tam „tylko” 72%. „Tylko”, bo prognozowano ją na 75%! Nie dziwię się więc, że znajoma Turczynka, która pracując za granicą zawsze spędzała wakacje w Turcji, tym razem wolała pojechać do Hiszpani.

Jednak nawet uciążliwe dla obywateli olbrzymie podwyżki nie przeszkadzają władzy w modernizowaniu kraju i szeroko zakrojonym inwestycjom: w regionie Rize powstało lotnisko pasażerskie (choć od godziny 10 do 23 wylatuje stamtąd raptem osiem samolotów), nowoczesny port przeładunkowy dla kontenerowców i regulowana jest największa górska rzeka ( źródło dochodów z turystów, którzy przyjeżdżają tu na tzw. rafting czyli spływ pontonami po rwącym nurcie rzeki otoczonej z obu stron lasami pnącymi się po wysokich górach).

Zwiększeniu roli państwa, które jest sukcesorem Imperium Ottomańskiego sprzyja fakt postawienia od dwóch dekad przez Recepa Erdogana – najpierw premiera, a potem prezydenta kraju, na przemysł zbrojeniowy, co dziś jest jak znalazł.

Za poprzedniego rządu Polska wystąpiła z planem intensyfikacji współpracy tzw. wschodniej flanki NATO ( Rzeczpospolita, Turcja właśnie i Rumunia). Spotkało się to ze świetnym odzewem w Ankarze i Bukareszcie. Jednak dziś idea ta nie należy do priorytetów- mówiąc językiem dyplomatycznym – nowego rządu…

 

*tekst ukazał się na portalu tematypolityczne.pl (01.10.2024)

Blog

ZAPISKI Z TURCJI

Posted on

Jest znana twarz nowej Turcji, która udaje ,że nie ma nic wspólnego z Imperium Otomańskim. To Stambuł albo Istambuł czyli niegdyś Konstantynopol , zeuropeizowany, choć jego zdecydowanie większa część leży na terytorium Azji, a tylko skrawek po drugiej stronie Bosforu przynależy do Starego Kontynentu. To turystyczna, nadmorska Antalia, kiedyś rojąca się od Polaków, których jednak w niemałej mierze zniechęciła olbrzymia inflacja. Ale jest też facjata Turcji jakże mało znana nam, Polakom. To choćby miasto i region Rize, gdzie są i strome Góry Pontyjskie i nieodkryte jeszcze dla turystów Morze Czarne, a skąd o krok do Gruzji, która powoli , bardzo powoli wita się z NATO i Unią Europejską.

Pod Camlihelsim, pod Ayder siano zwozi się na stertę, jak u nas pół wieku temu. Przed wejściem do domków, obowiązkowo jednopiętrowych, zostawia się buty przed wejściem, na ganku. W powietrzu roznosi się zapach palonego drewna. które tutaj powszechnie używa się do kuchennych pieców. Jego zapach przypomina dzieciństwo,  a połupane siekierą pieńki zalegają przy każdym domostwie. Są miejscowości, które żyją tu wyłącznie z turystów: zarabiają zimą na narciarzach, a wiosną na raftingu czyli spływie pontonami rwącą rzeką. Jadąc z Camlihelsim na lotnisko w Rize co chwilę widzę punkt z pontonami, który oferuje tego typu  usługi amatorom mocnych wrażeń. Po obu stronach niemal pionowe ściany lasów pnących się hen, w górę. Rozglądam się za wyciągami narciarskimi, ale ich nie widzę. Tłumaczą mi , że ich nie ma: narciarzy na szczyty wywozi helikopter.

Lotnisko jest czynne od kilkunastu miesięcy, bo władze w Ankarze inwestują w rozwój regionu. Temu służy budowa nowoczesnego portu przeładunkowego dla dużych statków kontenerowych. Zwiedzam go wraz z innymi uczestnikami konferencji PABSEC czyli Zgromadzenia Parlamentarnego organizacji współpracy ekonomicznej państw Morza Czarnego. Władze pogłębiają i regulują rzekę, a jak grzyby po deszczu wzdłuż niej powstają prywatne bungalowy i hotele( po turecku hotel to …”otel”).

Nieznana twarz Turcji po czterech dniach jest trochę bardziej znana. Jeśli to państwo przystąpi do Unii Europejskiej to szybko stanie się jej najliczniejszym krajem. Dlatego właśnie Niemcy i Francja zrobią wszystko, aby akces Ankary do Unii zablokować…

 

*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (01.10.2024)

Blog

Austria: prawica wygrywa i … nie porządzi (skąd to znamy?)

Posted on

Austria: prawica wygrywa i … nie porządzi (skąd to znamy?)

 

Widmo narodowej prawicy krąży nad Europą. W niedzielę antyemigracyjna i unijno–sceptyczna prawica wygrała – po raz pierwszy w historii – wybory w Austrii. Skądinąd zgodnie z przewidywaniami, bo od dwóch lat FPOe czyli Austriacka Partia Wolności prowadziła w sondażach. Cudu nad Dunajem nie było i „prawicowi populiści”, jak określają ich liberalno-lewicowe media, wygrali wybory. Na „wolnościowców” głosowało trzech na dziesięciu Austriaków.

To spektakularny sukces antyunijnej prawicy – podobny ale jednak inny niż ten, który uzyskała też antyimigracyjna i „antyUE” prawica holenderska. W Królestwie Niderlandów prawica potrafiła stworzyć rząd za cenę rezygnacji z funkcji premiera przez jej lidera Geerta Wildersa (zresztą jego partia nazywa się niemal identycznie, jak jej austriacka odpowiedniczka, bo Partia Wolności). Tymczasem w Austrii „wolnościowcy” Herberta Kickla rządu tym razem jeszcze nie utworzą. „Nad pięknym i modrym Dunajem” zadziała bowiem, podobnie jak nad Sekwaną i Loarą, tzw. kordon sanitarny. Zapewne „zielony” (bo popierała go partia Zielonych) prezydent Alexander Van der Bellen powierzy funkcję szefa rządu w Wiedniu dotychczasowemu kanclerzowi i liderowi Austriackiej Partii Ludowej (OeVP) Karlowi Nehammerowi. Ludowcy – na poziomie UE będący w Europejskiej Partii Ludowej – wybory przegrali, ale będą dalej rządzić.

 

Zapewne powstanie, jak to nierzadko bywało w Austrii, a także w sąsiednich Niemczech i nieodległym Luksemburgu tzw. Wielka Koalicja, czyli koalicyjny rząd przegranych arytmetycznie, ale wygranych politycznie chadeków i socjalistów.

Obawy unijnego establishmentu, że w Wiedniu będą rządzić “prawicowi populiści” – tak, jak w Budapeszcie (w Bratysławie też zresztą według liberałów i lewicy rządzą „populiści”, tyle, że lewicowi: SMER) okażą się więc przedwczesne. Jednak trudno, aby w Brukseli zamknięto oczy na fakt, że gdy inne partie tracą – najwięcej Zieloni i lewica – to na prawicowych “wolnościowców” padło niemal dwa razy więcej głosów w porównaniu z ostatnimi wyborami.

Czy w przypadku austriackiej antyunijnej i antyimigracyjnej prawicy sprawdzi się stare polskie powiedzenie: „co się odwlecze, to nie uciecze”?

 

*tekst ukazał się na portalu wprost.pl (30.09.2024)

Blog

Rząd i cenzura ws.ofiar powodzi

Posted on

Wywiadu dla portalu Fronda.pl udzieliłem 10 dni temu(!),a ukazał się on przed 5 dniami. W rozmowie z red.Radosławem Nosalem skrytykowałem władze za zmowę milczenia i nieformalna cenzurę w sprawie śmiertelnych ofiar powodzi w Polsce. Dopiero po tym wywiadzie rząd b.niechętnie zaczął mówić o Polakach,którzy zginęli podczas tego kataklizmu.

“Dostałem od jednego ze znajomych informację o dwóch weselach, które odbyły się w czasie powodzi na Dolnym Śląsku. I nigdzie nie można doszukać się jakiejkolwiek informacji o losie tych ludzi – co się z nimi właściwie stało. Ewidentnie brakuje w tym wszystkim transparentności inaczej niż w Czechach i na Słowacji. Spuszczając jakąś dziwną kurtynę milczenia na kwestię ofiar powodzi w Polsce, rządzący starają się neutralizować głosy mówiące o tym, że zaniedbania władzy kosztowały życie konkretną ilość polskich ofiar powodziowej tragedii. Mierzymy się tu po prostu z cenzurą , może nie tyle formalną, ale jednak faktyczną. I to kolejny dowód na to, że ta władza tłumi wolność” – mówi w wywiadzie udzielonym portalowi Fronda.pl były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki.

Fronda.pl: Premier Donald Tusk wezwał z Brukseli w trybie pilnym Marcina Kierwińskiego na funkcję pełnomocnika rządu ds. odbudowy po powodzi. Jak Pan odczytuje tę decyzję Tuska?

Ryszard Czarnecki (były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego):

Ta decyzja świadczy jednak przede wszystkim o bardzo krótkiej ławce kadrowej w partii rządzącej. Owszem, zdarzało się w przeszłości, że ściągano z Brukseli ludzi, by włączyć ich do rządu – zarówno w okresie sprawowania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platformę Obywatelską – czy też do Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Jednak nie działo się to nigdy zaledwie dwa miesiące po inauguracji pracy danego polityka w Parlamencie Europejskim. W tym przypadku tak błyskawiczne wyrwanie Marcina Kierwińskiego z dopiero co objętej przez niego funkcji eurodeputowanego wygląda wręcz kabaretowo.

Ale jest też zapewne drugie dno tej decyzji. O Kierwińskim mówi się bowiem, że dogadał się z Rafałem Trzaskowskim i miał jako sekretarz generalny PO wspierać, również strukturami partyjnymi, Trzaskowskiego w jego ewentualnej kampanii prezydenckiej. I to właśnie dlatego Marcin Kierwiński miał dostać propozycję nie do odrzucenia od Donalda Tuska, który przecież sam myśli o starcie w wyborach na urząd prezydenta RP. Tusk zaproponował mu start do PE, ale jednocześnie odwołał go z funkcji sekretarza generalnego PO. Szef rządu chciał mieć więc na funkcji sekretarza generalnego oddanego mu polityka, a nie stronnika Trzaskowskiego. Na chwilę obecną zatem Kierwiński został pozbawiony nie tylko funkcji sekretarza generalnego partii oraz szefa jednego z najważniejszych resortów, jakim jest bez wątpienia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale nawet mandatu poselskiego i europoselskiego. Obarczono go natomiast dość niewdzięczną i niebezpieczną politycznie funkcją pełnomocnika rządu do spraw odbudowy po powodzi.

Dzisiaj więc Marcin Kierwiński został, można powiedzieć, takim „Marcinem bez ziemi”- a jego pozycja polityczna zdecydowanie podupadła. Być może Donald Tusk chciał pokazać tym manewrem swemu politycznemu otoczeniu, co się dzieje wówczas, gdy ktoś próbuje grać przeciwko niemu z Rafałem Trzaskowskim. Zresztą Tusk zdecydowanie woli mieć Kierwińskiego blisko siebie, pod ręką, aniżeli gdzieś daleko w Brukseli – by móc na bieżąco kontrolować, co ten knuje. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, że Marcin Kierwiński z powodu swych wcześniejszych przygód, nazwijmy to “mikrofonowych” jest z pewnością dość łatwym celem do odstrzału dla Donalda Tuska, gdyby okazało się, że kwestie związane z odbudową popowodziową idą nie tak, jak trzeba. Wygląda więc na to, że tą jedną decyzją Tuskowi udało się upiec kilka pieczeni na jednym ogniu.

Już niespełna rok temu przekonywał mnie Pan podczas jednej z rozmów, gdy jeszcze mało kto w to wierzył, że Donald Tusk wystartuje w nadchodzących wyborach prezydenckich. Czy Pana zdaniem obecny premier RP tę decyzję już podjął i wszystkie kolejne kroki są następującymi po sobie etapami do jej realizacji czy też pozostawił sobie jednak jeszcze jakiś margines do refleksji i ewentualnej zmiany zdania w tej sprawie?

Podtrzymuję swoje zdanie. Nic tutaj się nie zmieniło – Tusk chce wystartować w wyborach prezydenckich, żeby móc zatrzeć tę towarzyszącą mu od 19 lat traumę wysokiej, ośmioprocentowej porażki ze ś.p. Lechem Kaczyńskim w wyścigu o fotel prezydencki. Pamiętajmy, że Donald Tusk wygrał wówczas przecież pierwszą turę wyborów, by jednak bezapelacyjnie przegrać w drugiej- decydującej. I jestem głęboko przekonany, że tamta dotkliwa i bolesna porażka cały czas siedzi w jego głowie. A Tusk bardzo chciałby zwieńczyć swoją polityczną karierę dwiema kadencjami prezydenckimi.

Myślę też, że gdyby ten plan Donaldowi Tuskowi się powiódł to wówczas jako prezydent RP dzięki swoim nieformalnym kontaktom międzynarodowym chciałby on odgrywać zdecydowanie większą rolę polityczną aniżeli przewiduje to Konstytucja RP dla głowy polskiego państwa.

Natomiast jego decyzja czy ostatecznie w tych wyborach prezydenckich wystartuje czy też nie uzależniona jest tylko i wyłącznie od sondaży. Jeśli będą one wskazywały na wysokie prawdopodobieństwo tego, iż kandydat obecnego obozu rządzącego wygra w wyścigu o fotel prezydencki – wówczas Donald Tusk niewątpliwie wystartuje. Jeśli jednak sondaże będą ukazywać pewną sferę ryzyka ewentualnego startu Tuska, wówczas on zapewne tej rękawicy nie podejmie, bo nie może sobie pozwolić na kolejną dotkliwą, prestiżową porażkę w wyborach prezydenckich. Donald Tusk swą decyzję o starcie w tych wyborach będzie odwlekał do samego końca, a do tego czasu będzie dezawuował, oczywiście nie wprost, swego kontrkandydata z własnego obozu politycznego czyli Rafała Trzaskowskiego.

Jak Pan oceni aresztowanie mieszkańca Lądka-Zdroju, który poskarżył się w mediach społecznościowych na brak wsparcia państwa podczas powodzi w jego miejscu zamieszkania, grupy szabrowników i manipulacje TVP?

Ta władza jest niezwykle kiepska , jeśli chodzi o gospodarkę czy choćby realną walkę z powodzią, ale jest za to świetna w odgrywaniu teatru politycznego. Mamy na tym polu choćby spektakularne zatrzymywanie polityków opozycji, którzy sami przecież chcieli stawić się na wezwanie prokuratury, jak było to choćby w przypadku mojej osoby, czy też ten teatr, który urządza nam wszystkim regularnie Donald Tusk pod postacią posiedzeń sztabu kryzysowego, na których obsobacza czy grozi palcem swoim podwładnym.

Ta władza niestety również bardzo daleko wychodzi poza standardy dotyczące respektowania zasad wolności słowa. Przykład tego rodzaju postępowania mamy właśnie w przypadku zatrzymania mieszkańca Lądka-Zdroju, który wskazał na manipulacyjne ustawki TVP czy też problemy z szabrownictwem na zalanych terenach. Przy czym podkreślić należy, że przecież również sama policja mówiła o zatrzymaniach szabrowników.

Tego rodzaju postępowanie obecnej władzy może wywołać efekty, które choć nie są mierzalne, ale jednak są bardzo niebezpieczne. Bowiem po tego typu zdarzeniach wielu ludzi może po prostu zrezygnować z wyrażania swych opinii za pośrednictwem służących przecież do tego mediów społecznościowych. To ogromne zagrożenie dla wolności słowa w Polsce. Oczywiście obecna władza przez tego typu postawę i działania będzie coraz bardziej nielubiana w naszym kraju, ale jednak osiągnie pożądany przez siebie cel, jakim jest zniwelowanie głosów wobec siebie krytycznych, co przy postępującej monopolizacji korzystnych dla ekipy Donalda Tuska przekazów medialnych będzie dla rządu Koalicji 13 grudnia politycznie optymalne.

A czy nie ma Pan wrażenia, że zarówno w polityce informacyjnej władz, jak i w mediach głównego nurtu niezwykle trudno się doszukać informacji najbardziej podstawowej w tego typu kataklizmach – o ilości osób, które zginęły podczas powodzi?

Rzeczywiście nie ma tego-a rozmawiamy we wtorek. Czasem możemy dowiedzieć się z naszych mediów, ile osób zginęło podczas powodzi np. na Słowacji czy Czechach ale nie mamy informacji dotyczących ofiar w Polsce. To jest niesamowite. Dostałem od jednego ze znajomych informację o dwóch weselach, które odbyły się w czasie powodzi na Dolnym Śląsku. I nigdzie nie można doszukać się jakiejkolwiek informacji o losie tych ludzi – co się z nimi właściwie stało. Ewidentnie brakuje w tym wszystkim transparentności. Spuszczając jakąś dziwną kurtynę milczenia na kwestię ofiar powodzi w Polsce- inaczej niz u naszych południowych sąsiadów – rządzący starają się neutralizować głosy mówiące o tym, że zaniedbania władzy kosztowały życie konkretną liczbę polskich ofiar powodziowej tragedii. Mierzymy się tu po prostu z cenzurą może nie tyle formalną, ale jednak faktyczną. I to kolejny dowód na to, że ta władza tłumi wolność.

W czasie, gdy Polska zmaga się z tragedią powodzi, minister klimatu i środowiska Henning-Kloska dokonała formalnej likwidacji w swym resorcie zespołu do spraw rozwoju energetyki jądrowej w Polsce, uzasadniając to przeniesieniem Departamentu Energii Jądrowej do Ministerstwa Przemysłu…

Polityka to również działania symboliczne. I to jest właśnie przykład stosunku tej ekipy rządzącej i koalicji 13 grudnia do energetyki jądrowej. To jest kolejny przejaw zwijania żagli w fundamentalnej dla Polski sprawie. Oczywiście tych spraw kluczowych, w których obecna władza prezentuje tego typu postawę jest wiele i moglibyśmy je długo wymieniać, by sięgnąć choćby po pierwszy z brzegu przykład CPK. Tego typu decyzjami de facto cofa się , niestety , Polskę w rozwoju. I myślę, że dobrze się dzieje, że państwo to nagłaśniacie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

*tekst ukazał sie na portalu fronda.pl (25.09.2024)

Blog

Polska “drugą Japonią” czy “drugą Albanią “?

Posted on

Zanim zatrzymano mnie na lotnisku Okęcie po powrocie z Albanii i przewieziono do Prokuratury Okręgowej w Katowicach niemal dwie godziny spędziłem w Tiranie z liderem opozycji b. prezydentem i premierem Sali Berisha. Od wielu miesięcy pozostaje on w areszcie domowym! Ciekawe to jak na państwo, które stara się od lat o przyjęcie do Unii Europejskiej. Jak na ten areszt jednego z ojców niepodległości tego bałkańskiego kraju reaguje Bruksela? Milczeniem owiec, przepraszam: komisarzy. Ten skandal ma miejsce w czasie, gdy Unia mająca na sztandarach demokrację i wolność słowa  zachowuje się jak struś i w kontekście Albanii chowa głowę w piasek Dlaczego? Bo od 11 lat rządzą tam socjaliści i w związku z tym zachodnia lewica uważa, że w Tiranie wszystko jest ”cacy”. Ale czemu nie reaguje Europejska Partia Ludowa, której częścią jest Partia Demokratyczna Sali Berishy? Nie tylko, że nie broni ona albańskiego członka swojej rodziny politycznej, ale wręcz Manfred Weber publicznie odcina się od 79-letniego polityka. Eksprezydent z Tirany tłumaczy to, wpływami, uwaga, Georga Sorosa! Co więcej: Albanię z jej lewicowym premierem Edi Ramą nazywa Berisha wprost „ Soros- country”. Były premier mówi też, że fundacji Sorosza „Otwarte Społeczeństwo” nie może się nachwalić szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow, który przeciwstawia ją UE: ulubieniec Putina uważa, że Unia „zamyka” się na Rosję, a ta druga fundacja wręcz przeciwnie: „otwiera”.

Doktor Berisha jest z wykształcenia lekarzem – kardiochirurgiem ,a zanim został politykiem działał na rzecz obrony praw człowieka. Adam Bondar również karierę polityczną zaczynał od praw obywatelskich. To, co ich różni to fakt, że jako prezydent, premier, a teraz lider opozycji Berisha został wierny prawom człowieka, a pan Bodnar dawno już je zdradził (co widać choćby po tym co dzieje się w wymiarze sprawiedliwości w Polsce).

Wałęsa mówił, że Polska będzie “druga Japonią’. Wychodzi na to, że Polska staje się “drugą Albanią”, a Albania “drugą Polską”. U nas aresztowania polityków opozycji są na porządku dziennym, tam lider opozycji nie może opuścić własnego mieszkania. U nas cierpią członkowie rodzin polityków(oj, coś wiem o tym), a w Albanii dopiero co na lotnisku w stolicy kraju zatrzymano na 48 godzin zięcia eksprezydenta Berishy tylko dlatego, że jest… jego zięciem.

 

Historycznie rzecz biorąc Albania była państwem najbardziej doktrynerskiego komunizmu w Europie i jednym z dwóch na świecie (obok Korei Północnej). Była też pierwszym krajem w historii świata, w którego konstytucji ogłoszono, że jest państwem ateistycznym! Cień tamtejszego Stalina czyli Envera Hodża wciąż krąży nad tym bałkańskim państwem. W ogóle to wyjątkowa kraina: mają język niepodobny do żadnego innego na świecie. A z drugiej strony ze względu na powszechne plantacje marihuany eksprezydent Sali Berisha nazywa swoją ojczyznę …narko-państwem!

Procentowo najwięcej więźniów w Europie to… Albańczycy. Słynna jest działająca w wielu państwach Starego Kontynentu albańska mafia, o której głośno od północnej Europy (Szwecja)przez centralną(Niemcy) po południową (Włochy-tam potrafi rywalizować nawet z miejscową mafią, a raczej jej różnymi odmianami w zależności od regionu Italii). Ponoć na 60 tysięcy telefonów komórkowych w Europie, które nie są zarejestrowane aż jedna czwarta należy właśnie do Albańczyków. Z tych 15 tysięcy 7000 należy do mieszkańców “Shqiperii”-jak brzmi nazwa państwa po albańsku -a pozostałych 8000 do Albańczyków zamieszkałych poza granicami kraju.

Były prezydent ,który podejmuje mnie w swoim domu, który jednocześnie jest jego więzieniem opowiada ,że w związku z handlem narkotykami aresztowano brata premiera, ale w policyjnym protokole zatrzymania  widniał jako NN. I o uwolnieniu “killerów”ze Szkodry ,bo mieli być powiązani z rządzącymi. Tylko czemu to wszystko spotyka się z gluchym, wstydliwym milczeniem Brukseli? Brukseli, która przecież tak lubi pouczać inne kraje w kwestii praworządności…

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Bankowej” (wrzesień 2024)

Blog

Roszczenia Kijowa czyli polityka na krótką metę

Posted on

Ostatnie rozmowy Warszawa-Kijów pokazały, że mamy bardzo poważny kryzys w relacjach polsko-ukraińskich. Ów mini-szczyt odbył się w kuluarach jednej z międzynarodowych konferencji. Stronę ukraińska reprezentował prezydent Zełenski – po drugiej stronie był szef polskiego MSZ. Świadczy to o pewnej desperacji Zełenskiego, że chciał rozmawiać nie ze swoim odpowiednikiem- prezydentem Andrzejem Dudą, a nawet choćby i premierem z Warszawy – tylko zgodził się na rozmowę „tylko” z szefem MSZ. Skądinąd format tej rozmowy przypominał w jej początkowej fazie… I Rzeczpospolitą, bo ‐ był obecny również szef MSZ Litwy Gabrielius Landsbergis. Tu ciekawostka: ministrowie spraw zagranicznych Polski i Litwy byli wcześniej moimi kolegami – europosłami (Litwin wcześniej, a Radosław Sikorski później).

 

Kijów zastosował starą taktykę na którą strona polska nie raz dawała się nabrać – bo chciała się nabrać. „Kupował” to szereg razy, niestety, nasz prezydent. Taktyka ukraińska polega na tym, aby nie mówić, Boże broń, o ludobójstwie na Wołyniu, unikać trudnych tematów tylko żądać, żądać, żądać… Największego sympatyka, ba, przyjaciela Kijowa spośród polityków Zachodu w końcu szlag trafia, bo nawet najcierpliwsi mają dosyć tej coraz większej postawy roszczeniowo-rewindykacyjnej władz Ukrainy. Dobrym tego przykładem był przedostatni minister spraw zagranicznych – w rządzie Partii Konserwatywnej – Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Nawet on nie zdzierżył i publicznie oświadczył, że ma dośyć żądań Kijowa na zasadzie tylko      ” daj, daj, daj”…

Teraz Ukraina żąda od nas myśliwców MIG i od razu oskarża, że nie chcemy ich dać. Strona polska cierpliwie i grzecznie tłumaczy, że najpierw musi zagwarantować bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej swojego kraju.

Kijów wysuwa oskarżenie, że Polska… za mało wspiera chęć akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej. Kijów chce zakończyć negocjacje do końca przyszłego roku i od razu zameldować się w UE. Polska znów dyplomatycznie przedstawia stan faktyczny, a ten jest taki, jaki sugerowałem, że będzie natychmiast po rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych Kijowa z Unią: rozszerzenie UE o Ukrainę nastąpi najwcześniej po roku 2030 i na 100% nie wcześniej z wielu różnych powodów (wojna, wielkie rolnictwo, korupcja, brak wielu reform, do, których Kijów zobowiązał się już dawno temu). Skądinąd Polska mimo że na jej terytorium nie toczyła się wojna czekała na akces UE paręnaście lat od podpisania, a potem ratyfikowania Umowy Stowarzyszeniowej. Ukraina uważa, że jest lepsza od innych i będzie miała specjalną drogę do członkowska, specjalne warunki i specjalne przywileje.

Uciekając od rozliczenia dramatycznej historii oraz nieustannie eskalując żądania Kijów traci przyjaciół, a szereg państw dotąd wobec niego neutralno- życzliwych zmienia w państwa w neutralno- niechętne…

 

*tekst ukazał się w „Prawda jest Ciekawa” (25.09.2024)

Blog

TRZECI DONALD I SŁABNĄCA UNIA

Posted on

Skądinąd sympatyczny były sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld ( jak widać w polityce jest miejsce na więcej niż dwóch Donaldów) popełnił kiedyś potworną gafę mówiąc o „ starej Europie ” i „nowej Europie” . Amerykańskiemu ministrowi obrony- używając europejskiej terminologii- chodziło o kraje, które wstąpiły (lub zakładały) NATO i UE w XX wieku – i to miała być owa „ stara Europa” i te państwa, które uczyniły to w XXI wieku czyli ową „ nową Europę”. Był to wyjątkowy lapsus, dla którego żadnym usprawiedliwieniem jest fakt, że dzieje ojczyzny Mr Rumsfelda są dość krótkie , bo liczą raptem dwa i pół wieku . Stąd też rozważania o historii innych kontynentów, w tym naszego, zwanego nie bez kozery Starym Kontynentem są w wykonaniu tegoż republikanina, ale też i jego rodaków dość komiczne. Bo przecież do tzw. starej Europy szef MON ( znowu europejska terminologia !) Stanów Zjednoczonych Ameryki zaliczył choćby Królestwo Belgii , które liczy raptem niespełna dwa wieki (powstało w 1830 roku w pewnej mierze dzięki Polakom, którzy wywołując Powstanie Listopadowe zmusili armię rosyjską do skoncentrowania się na Polsce, a nie na realizacji obiecanej militarnej pomocy w utrzymaniu “status quo” w Europie Zachodniej). Tymczasem do „nowej Europy” zaliczył Rumsfeld nasz kraj , który za życia wielu z nas będzie obchodził jedenaście wieków swojej historii czy także „długowieczną”- porównaniu z Belgia i… USA – Bułgarię.

Zajmowanie się wewnątrzunijną i międzynarodową „ bieżączką” powoduje, że Bruksela widzi głównie koniec własnego nosa, a i to w perspektywie najwyżej swojego siedmioletniego budżetu – a często nawet i krótszej. I to jest, moim zdaniem, jedna z istotnych przyczyn dla których UE słabnie gospodarczo i politycznie w międzynarodowym wyścigu. Wyścigu, który Unia coraz bardziej obserwuje, a nie bierze w nim decydujący udział.

 

*tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl (26.09.2024)

Blog

Trzech Włochów w Brukseli

Posted on

W ciągu ostatnich niespełna dwóch lat: od kwietnia 2022 do lutego 2024 roku zmarło 37 byłych i obecnych europosłów.

Część z nich znałem osobiście. Część reprezentowało swoje kraje w Parlamencie Europejskim wcześniej, zanim zjawili się tam przedstawiciele Polski, w tym ja. Warto wspomnieć niektórych z nich ze względu na ich znaczenie wykraczające poza ich państwa. Wśród nich jest trzech Włochów z różnych stron sceny politycznej, którzy piastowali najwyższe stanowiska u siebie w kraju.

Wśród nich na pierwszym miejscu wymienię tego, który odszedł najpóźniej: prawicowego czterokrotnego premiera Silvio Berlusconiego. Europosłem był w latach 1991-2001, a następnie po niemal dwóch dekadach: 2019-2022. Do dziś pamiętam jak polskie europosłanki prosiły go o wspólne zdjęcia… Każdy kto interesuje się polityką wie, że był szefem rządu, a gdy był w opozycji, rządząca lewica nasyłała na niego prokuraturę i ciągała po sadach (skąd my to znamy?). Ale był też legendarnym właścicielem piłkarskiego AC Milan, a potem AC Bonza. O tym, że był niespecjalnie aktywnym europosłem nie wie nawet część ludzi pracujących w Parlamencie Europejskim, o czym niedawno się przekonałem.

Innym włoskim premierem-eurodeputowanym był centroprawicowiec, chrześcijański demokrata Arnaldo Forlani. W PE był jedną kadencję (1989-1994). Podobnie jak dla Berlusconiego europarlament był dla niego przystanią po burzliwym życiu politycznym w Italii, gdzie poza funkcją szefa rządu był również szefem MSZ, ministrem obrony i wiele lat posłem – pierwszy raz w wieku 33 lat.

Europosłem był też późniejszy prezydent Republiki Włoskiej, komunista Giorgio Napolitano. Posłował do Brukseli i Strasburga najpierw w latach 1989-1992, a następnie 1999-2004. Inaczej niż dla prawicowego Berlusconiego i centroprawicowego Forlaniego lewicowiec Napolitano najwyżej politycznie wspiął się w Italii po zakończeniu kariery europarlamentarnej: od maja 2006 do stycznia 2015 był prezydentem Włoch. Był też zagorzałym wyznawcą innego komunisty-euroentuzjasty Altiero Spinellego, którego imię nosi jeden z dwóch głównych budynków europarlamentu.

Italia jest rekordzistą Europy, gdy chodzi o wykorzystanie potencjału europarlamentarzystów pod kątem stanowisk w polityce krajowej. Żaden inny kraj nie może się z nią porównać, choć prezydentami zostawali europosłowie z Polski (Andrzej Duda) i Estonii (Toomas Hendrik Ilves). Taka droga kariery: od europosła do premiera/prezydenta jest zupełnie niewyobrażalna w Niemczech czy Europie Północnej. Jeden kontynent – różne kultury polityczne.

*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (27.09.2024)

Blog

Rocznica wielkiego błędu Niemiec

Posted on

Minęło dziewięć lat od momentu gdy kanclerz Niemiec Angela Merkel, pełniąca wówczas swój urząd po raz trzeci otworzyła granicę swego kraju dla imigrantów. Warto zapamiętać datę – 4 września 2015  roku – tego katastrofalnego błędu w polityce Berlina i szerzej: Unii Europejskiej. Owo „Herzlich Willkommen” było otwarciem dramatycznej współczesnej „Puszki Pandory”. Ciekawe , że wówczas w pełni popierał to duży biznes. Prezes słynnej firmy Daimler Dieter Zetsche bajał, iż: „uchodźcy mogą stać się podstawą kolejnego niemieckiego cudu gospodarczego”. Niemieckie media, jak zwykle blisko współpracujące z (każdym) rządem były narzędziem do oswojenia opinii publicznej z imigracyjnym oceanem i przekonaniem tzw. zwykłych Niemców, że przybysze z innych kontynentów na niemieckiej ziemi to coś wielce pozytywnego. Już tydzień przed oficjalną decyzją polityczną Frau Kanzlerin prasowy pas transmisyjny koalicyjnego rządu w Berlinie dziennik   ”Bild” zainaugurował kampanię pod wszystko mówiącym tytułem: “Pomagamy – uchodźcy mile widziani”.

W sprawie sciągania imigrantów do Niemiec w klasie politycznej Republiki Federalnej panowała w zasadzie całkowita jedność. Przykładem tego był zastępca Merkel w rządzie, wicekanclerz i lider lewicowej SPD Sigmar Gabriel, który po Bundestagu paradował ze znaczkiem w klapie mającym jakże infantylny i naiwny, jak się z czasem okazało, napis: „Uchodźcy mile widziani”.

Mylił się rząd w Berlinie,  przede wszystkim wszechwładna Frau Merkel, duży biznes, media , a nawet eksperci ekonomiczni. Jeden z czołowych niemieckich ekonomistów Marcel Fratzscher  wciskał kit, mówiąc:    ” wielu uchodźców będzie płacić emerytury wyżu demograficznego”.      Można to wszystko podsumować popularnym powiedzeniem:” pic na wodę, fotomontaż”.

Do historii głupoty w Republice Federalnej Niemiec i na Starym Kontynencie przeszła wypowiedź Angeli Merkel, która w telewizyjnym wywiadzie miesiąc po otwarciu przez nią niemieckiej granicy beztrosko poinformowała osłupiałych telewidzów, że… niemieckie państwo nie kontroluje napływ imigrantów, bo nie jest w stanie tego czynić ! Słowa pani kanclerz ” nie jest w mojej mocy – ani w mocy nikogo w Niemczech – określanie ile osób tu przyjeżdża” – szokują do dziś.

To był wielki błąd niemieckiej polityki. Czy po tych doświadczeniach naszego zachodniego sąsiada Polska też go popełni?

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Olsztyńskiej” (27.09.2024)