Zamiast cieszyć się już niemal pewnym awansem naszych młodych piłkarzy ( do lat 21) do finału Młodzieżowych Mistrzostw Europy czy zastanawiać, jak bardzo zawojują Europę nasze eksportowe kluby siatkarskie oraz piłki ręcznej obserwujemy nieustający pojedynek między Ministerstwem Sportu a Polskim Komitetem Olimpijskim. Do tej wojny zostały użyte różne agendy i instytucje rządowe, a także spółki Skarbu Państwa, z których dwie już wycofały się ze sponsorowania PKOl. Chodzi o Orlen i PKP Intercity. Sytuacja jest jak u Alfreda Hitchcocka: najpierw było (poolimpijskie ) trzęsienie ziemi, a potem groza narasta. Powiem szczerze, że nie przepadam, delikatnie mówiąc, za szefem ruchu olimpijskiego w Polsce, ale polowanie z naganka na niego i zarząd PKOL, które ma miejsce dosłownie codziennie na oczach całej sportowej Polski coraz bardziej mnie mierzi. Tak jak wolę czytać o sukcesach polskich sportowców ewentualnie analizować, co zrobić żeby wygrywali – tak samo nie chce mi się oglądać na czołówkach portali sportowych wręcz codziennie informacji, co minister sportu sądzi o prezesie PKOl. To już od dawna jest żenujący spektakl. Doprawdy ciekawszy jest dla mnie fakt, że Polska przez parę dni była liderem w swojej grupie w piłkarskiej Lidze Narodów, a teraz zajmuje wspólnie z Chorwacja drugie/trzecie miejsce – a porażka z drużyną z Bałkanów nie powinna się zdarzyć, bo gol filigranowego pomocnika Realu Madryt Luki Modricia został strzelony nieprawidłowo, co wykazały powtórki. To jest temat do artykułów i rozważań, a nie permanentne oglądanie demonstrowania chęci pozbawienia stanowiska prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego za wszelką cenę. Podkreślam, że gość, delikatnie mówiąc, nie jest moim bohaterem, ale walka tych dwóch kluczowych – dla polskiego sportu – instytucji jest tak zaciekła, że ewidentnie szkodzi właśnie naszemu sportowi.
Wolałbym usłyszeć od pana ministra sportu i turystyki uzasadnienie rozdawania dotacji na kluby, które uzyskują sukcesy w kategoriach młodzieżowych niż czytać jego kolejne ataki na nielubianego prezesa PKOl-u. W cieniu tej wojny Plac Teatralny (gdzie mieści się resort sportu) – Wybrzeże Gdyńskie (gdzie mieści się PKOL) jakoś umyka olbrzymie ryzyko decyzji resortowego ministra odnośnie wspomnianych premii dla klubów z tytułu osiągnięć na poziomie juniorów młodszych i juniorów. Krytycy tej propozycji słusznie podnoszą, że kluby mają wychowywać młodych sportowcowi żeby osiągali sukcesy jako seniorzy, a nie robić „wyścig szczurów” w kategoriach młodzieżowych.
A zamiast tego tylko wojna i wojna MSiT z PKOl…
*tekst ukazał się w „Gazecie Olsztyńskiej” (13.09.2024)